Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

97
DOLA I NIEDOLA.

oręż do obrony... Mnie to nie jest potrzebne do zaczepki, ale dla ocalenia. Zresztą — dorzuciła zręcznie — tyś ubogi, ja to wiem, tyś bardzo ubogi... (to przypuszczenie nader staremu pochlebiało); ja za ten oręż dam ci co zechcesz.
Oczy cześnika straszne, żabie, zaczerwienione zawsze, nabiegły krwią jeszcze bardziéj; skraje jego nabrzmiałych, powywracanych powiek czerwieńsze jeszcze się stały; począł głową kiwać i trząść się cały. Milczał chwilę.
— O! o! rzekł w końcu — to oniby mię zabili.
— Oni ci nic zrobić nie mogą — szybko zawołała Julia — te dowody familijnych sromot i występku Krystyny... ty jeden masz... prawda?
— Ale nie! nie! nie! bronił się cześnik.
— Oni ci je przecię odebrać chcieli gwałtem, grozili życiu twemu... Mówią i głoszą, żeś im to chciał za pewną summę ustąpić.
— Ale już nie mam... nic! nic!... rzekł starzec ponuro.
— Jak to? cożeś z tém uczynił? wszakże zerwali potém układy, nastraszywszy cię, prawda? Papiery zostały przy tobie; czuli, że ich nie użyjesz? Dzisiaj nic nieważne, bez niebezpieczeństwa możesz sobie na starość kawałek chleba zapewnić, a spełnisz jeszcze dobry uczynek. Uratujesz poczciwego człowieka. Mogę ci dać na piśmie i poprzysiądz, że nigdy z tego użytku publicznego nie uczynimy.
Nikt tak zręcznie kusić nie umie jak kobieta, gdy gwałtownie czego zapragnie.
Wiedziała Julia jak trafić do starca, i zachodziła ze wszystkich jego słabych stron. Dawała mu zręczność pomszczenia się na ludziach, do których czuł nienawiść;