drzwi zapukawszy, zastał ją znowu przy klęczniku we łzach na modlitwie.
— Przebacz — rzekł wchodząc powtórnie — alem jeszcze tak niepewny co mam począć. Po tém, czegom się dowiedział, lękam się téj kobiety jeszcze mocniéj; ona gotowa jest na wszystko. Mów, radź, co mam robić!
Julia popatrzała na niego, zbliżyła się i smutnie zwiesiła głowę.
— Żywy grzechu życia mojego — rzekła — jakże mi żal, że cię młodość twa nie nauczyła męztwa, nie uzbroiła w siłę! Dałam ci oręż, od ciebie zależy jak go użyjesz... Cóż ja wiem? Masz w ręku straszliwą broń, nie chwytaj jéj dopóki cię ostateczność do tego nie zmusi, używaj jéj ostrożnie, nie wyczerpuj od razu. Półsłowami samemi bronić się możesz długo, nie wyrzekając ostatecznego.
— A jeśli się ona domyśli, i uczyni to ze mną, co z innymi próbowała? spytał Adam trwożnie.
— Jesteś mężczyzną! zawołała Julia. Ja lękam się o ciebie i modlę, ty powinieneś czuwać nad sobą. Będziesz mógł na najmniejszą oznakę niebezpieczeństwa odsunąć się groźny. Cóż więcéj, Adamie, poradzić ci mogę? Otrząśniéj się z niedołężności — bądź sobą!
— A! nigdym sobą nie był i siebie nie miał! odparł z westchnieniem kasztelan. Dla tego gdy mi pierwsze, śmielsze przychodzi stawić kroki, drżę i waham się.
Julia spojrzała na niego z politowaniem, przyszła, pocałowała go w czoło, głowę wsparła na jego piersi i zapłakała. Adam odszedł milczący. Na twarzy jego widać było srogą niepewność, tysiące uczuć zmieszanych, natłok myśli i wrażeń nie dawał mu oprzytom-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.
106
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.