Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

109
DOLA I NIEDOLA.

uśmiechając się. Weszli w jakąś atmosferę ciepłą, przejętą woniami. Nie można się było omylić, odgadując w niéj kobietę.
Maluta z palcem na ustach stąpał cichutko i przeprowadzał pana Adama. Przeszli parę pokojów pustych, niezbyt wytwornie przybranych; w trzecim świeciło się jaśniéj, a z za draperyj we drzwiach widać było dwie postacie niewieście i słychać brząkanie na klawikordzie, któremu smętny głos towarzyszył jakąś piosenką zdrzemaną.
Po dźwięku poznał kasztelan głos Leoniny. Tam wśród blasku salonu, wśród muzyki, woni, wrzawy, brzmiał on całą siłą młodości, lał się jak potok z gór wiosenny; tu ukryty, smętny, brzęczał dziwnym urokiem jakimś rzewnym i łzawym. Kasztelan wstrzymał się w progu i wsłuchał się w to nócenie jakby gazami osłonionego głosu.
Ale z pośrodka pokoju postrzeżono przybywających, i kobieta siedząca naprzeciw drzwi przy stoliku, wstała zbliżając się na palcach ku nim. Była to druga Włoszka, którą przezwano Beatrix Cenci, z powodu wielkiego podobieństwa do znanego portretu; śliczne stworzenie, któremu nic nie brakło oprócz... duszy.
Porcelanowa ta piękność zawracała głowy wszystkim, co ją widzieli z daleka; ale kto się do niéj zbliżył, kto ją ze snu jéj i dziecinnego trzpiotalstwa usiłował rozbudzić, odchodził rozczarowany. Cacko to nie miało nic w piersi i nic w główce, prócz smutnéj czczości. Beatrix śpiewała w teatrze, latali za nią ludzie, szaleli za nią z kolei i zrażali się tak prędko, że biedne dziewczę bardzo było życiem strudzone i znudzone. Ale że z tego wszystkiego zawsze wynikała dosyć jeszcze wygodna dla niéj dola, a ona ani