Milcząca długo się w niego wpatrywała.
— O! bardzo, bardzo podobny! — rzekła cicho — ale tamten był ogorzały i czarny, tyś biały i smutny... Carlo się uśmiechał, ty jakbyś chciał płakać. Cóż ci to? ciężko ci idzie życie?
Adam westchnął mimowolnie, ale się zmusił do uśmiechu.
— Wiesz — rzekł — że śmiech i płacz nie przychodzą po naszéj woli. Spadają z nieba jak słońce i burza.
— E vero! e vero! czasem czuję — rzekła Leonina — jak mi deszcz spada na duszę, zimny, jesienny... jak mi na serce słońce zaświeci...
Zadumała się.
Maluta z dala spoglądał, szepcząc na ucho kasztelanowi, odskoczywszy od Beatryczy:
— A cóż? nie bóztwoż to ta piękność?
Ale pan Adam pozostał zimny. Leonina też więcéj na niego patrzeć chciała niż mówić do niego i zbliżać ku niemu.
Prosili jéj, żeby śpiewała.
— O! dziś ja śpiewać nie mogę — powiedziała — chyba którą z tych moich starych wiejskich piosnek, a tych wy nie zrozumiecie.
— Śpiewaj jednak... rzekła druga.
— Dobrze, ale niech on tu usiądzie naprzeciw mnie, w cieniu. Zdawać mi się będzie, że to cień Carla mnie nawiedził, że żyję znowu w tym naszym innym, cieplejszym kraju, nie pod tém niebem szarém i zamgloném... wśród snujących się dymów.
Kasztelan usłuchał, Leonina usiadła, powiodła rękami po klawikordzie, szukając sobie tonu do piosenki, i zanóciła jedną z piosnek neapolitańskich, które na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
112
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.