Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

114
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— A! jeszcze słowo... rzekł: pozwól mi pan uczynić sobie jedną uwagę, zapewne zbyteczną, ale z głęboko dla niego przejętego serca pochodzącą. Nie wiem czy pan znasz obyczaje tego świata... do którego tylko przez ciekawość kiedy niekiedy zaglądasz. Jest to wprawdzie drobnostka...
— Mów otwarcie, bez przedmowy.
— Gdy mi wolno było zrobić małą uwagę.
— Wolno i rób.
— Otoż powiem, że gdy się wygra półtora tysiąca dukatów, należy dla formy przynajmniéj stanąć do rewanszu.
— Sądzisz WPan? rzekł pan Adam — a jeżeli wygram znowu?
— Przecięż to do nieskończoności nie obowiązuje; ale po pierwszéj i dosyć znacznéj wygranéj, mnie się zdaje...
— Może masz słuszność, rzekł z wolna kasztelan.
Nie chciał wyznać, że się żony obawia.
— Wstąpmy na chwileczkę do komandora, dziś u niego grają... Ja pana zawiozę, postawisz cokolwiek... a przegrawszy parę set dukatów, będziesz mógł odjechać.
Stali w ulicy, pan Adam tarł czoło, wreszcie rzekł zbierając się na męztwo:
— No, więc jedziemy na kwadrans, nie jest jeszcze zbyt późno.
Maluta zdawał się bardzo uradowany, poskoczył sam przodem drzwiczki powozu otworzyć, kazał jechać żywo; nie spostrzegli się, gdy stanęli przed mieszkaniem komandora. Tym razem nie było tu tak tłumno, nie wszystkie salony oświecone, całe życie skupiało się