Historya téj kobiety, która zwała się jego żoną, świeżo mu opowiedziana, musiała być wielce dramatyczna, gdyż na twarzy kasztelana malował się jakby przestrach, ale zarazem silniejsze niż wprzód postanowienie.
Zawahał się, namyślił mając drzwi otworzyć, wszedł nareszcie dosyć śmiało. Krystyna chodziła po salonie, świeżo zapewne powróciwszy z miasta. Miała na sobie czarną aksamitną suknię ze złotemi sznurami i ozdobami, z głowy zdjęła już była dyadem, warkocz splątała w węzeł niedbale, na twarzy jéj bladéj malowało się silne jakieś uczucie.
Pan Adam zbladł także zbliżając się do niéj, i uczuł dreszcz przechodzący po ciele. Pierwszy raz wydała mu się tragicznie straszną. I była taką: brew jéj namarszczona, usta zaciśnięte, oczy jaśniejące dziko, zdradzały wewnętrzną jakąś burzę.
— A! witam! zawołała zwracając się ku niemu w postaci królowéj — witam! tak późno?
— W téj chwili powracam, rzekł Adam.
— Zkądże to? jeśli mi wiedzieć wolno?
— A! z miasta.
— Domyślam się, że nie ze wsi. A więcéj zapewne nie powinnam wiedzieć?
— Czyż zawsze z każdego mam się spowiadać kroku? odparł kasztelan.
— Nie, na dziś obejdę się bez rapportu, bo wiem gdzie byłeś. Najprzód...
Spojrzała na niego groźno, ale stał śmielszy widocznie niż wprzódy, i to ją nieco zmieszało.
— A! więc najprzód, gdzie byłem? proszę! — rzekł — przypomni mi to samemu!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.
119
DOLA I NIEDOLA.