Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

135
DOLA I NIEDOLA.

— Nie mam ci nic nowego do powiedzenia, rzekła: wiesz wszystko.
— A! wiem! słabym głosem odparła Julia.
— Nie obwiniam nikogo prócz siebie, dodała Krystyna. Tak być było powinno, przewidywałam ten koniec. Pan Bóg skarał mnie za ciebie, jak ciebie ukarał za ojca i matkę, może znowu chcąc ją uczynić świętą i męczennicą. W tém wszystkiém jest ręka jakiéjś niezbłaganéj sprawiedliwości. Ale teraz, gdy się to już nieodwołalnie spełniło, kochana Julio, muszę ci powiedzieć wszystko.... wszystko!... Ten człowiek, to potwór bez serca, niegodny ani twojéj miłości dla niego, ani mojego przywiązania i dobroci... Jam go nie kochała, podobał mi się, chciałam z niego uczynić człowieka i dogodne narzędzie. Za wszystko, com dla niego zrobiła, odwdzięczył mi się najniegodziwszą zdradą... Skorzystał z tego, czego się mógł gdzieś o mojém życiu dowiedzieć, aby się wyrwać odemnie, i sprzedać mi moją wolność i dobrą sławę. Jak się sam był sprzedał raz i drugi, tak dziś sprzedał raz trzeci już nie siebie, ale moją spokojność!... Nic serca!.. nic uczciwości! nic wstydu!... O! to okropnie! I Bóg na tę duszę skamieniałą włożył taką twarz śliczną.... takie oblicze spokojne, łagodne, miłe!.. Mogłażem się spodziewać?... Julio — szepnęła — znasz mnie, i ja nie jestem święta, ale ten człowiek bez serca przeraził mnie!... To istota, nad którą podlejszéj wymarzyć niepodobna.
Gdy Krystyna mówiła tak żywo, mierząc ją oczyma półgniewnemi, napół łzawemi — Julia bawiła się muślinowym końcem chustki, i spuszczonych oczu podnieść na nią nie śmiała. Dobrze jednak umiała utrzymać się w pozornym spokoju i obojętności.