Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

7
DOLA I NIEDOLA.

Julia mówiła to wszystko tak naturalnie, tak naiwnie, że Krystyna nie odkryła w niéj ani śladu namiętności, ani odrobiny bolesnych wspomnień, któreby jéj domowe życie zakłócić mogły.
Przyjaźń dawniejsza dwóch towarzyszek młodości zdawała się powracać, ostudzona nieco przygodami życia, ale bez goryczy, jaką w nią wlało gwałtowne owo zerwanie.
— Nie widziałaś Adama — odezwała się Krystyna, umyślnie sama dotykając znowu drażliwego przedmiotu.
— O! nie — dotąd... i nie sądzę...
— Owszem, mówiłam mu, potrzeba, żeby był u was.
— Jak chcecie... szepnęła Julia; sądzę, że mogę go widzieć bez gniewu i bez uczucia.
— Ukłoni ci się choć z daleka.
Julia umilkła.
— Zmienił się trochę, dodała Krystyna: utył, wypełniał, zmężniał, i choć nie zbrzydł; ale powiedziała bym, że się stał trochę pospolitym. Wygląda przyzwoicie, ale nie jest to już ów Cherubin młodziuchny.
Zaciąwszy usta, kasztelanowa nie odpowiadała nic; czuła, że Krystyna oddaje jéj wspomnienie odebranego policzka.
Ale pani starościna była nadzwyczaj czułą, posądzić ją jawnie o to nie było podobna. Zbliżyła się do Julii, chwyciła ją za ręce, ściskała, potrafiła nawet, co jéj czasem przychodziło z łatwością, zapłakać troszeczkę, dodając na rozstaniu:
— Więc zgoda, więc pokój między paniami chrześciańskiemi! Nie miéj do mnie w sercu żalu.
— Zgoda, pokój i zapomnienie uraz, moja Krzysiu.