Tu się zakrztusił, badając, jak to zwierzenie zagadkowe przyjmie kasztelan; ale pan Adam ani mrugnął, a Floryan wziąwszy to za dobry znak, mówił daléj:
— Czasy są ciężkie, bardzo ciężkie, okoliczności dziwne... trudne... Pan należysz do patryotów?... nieprawdaż? dodał cichutko.
— Cóż to pan zowiesz tém nazwiskiem? spytał kasztelan. Należałem z kolei do Hugonotów, do Prusaków, do tych i do owych, wszyscy mieniamy i tracimy barwy co chwila... to zależy...
— Jestem właśnie tego zdania, że barwa powinna być zależna. Wypada i panu szukać siły i podpory, wcielając się do jakiegoś stronnictwa, oddając mu się duszą i ciałem, nie patrząc na nic prócz własnego interesu...
— Naiwnie i otwarcie mówisz w istocie! zawołał uśmiechając się pan Adam.
— Ale z serca! ale z serca! rzekł bijąc się w piersi mały człeczek. Położenie pańskie dotychczasowe łączy go ściśléj z reformatorami.... jest to obóz chwilowo tryumfujący, ale krucho stoi w przyszłości... Jak się panu zdaje?
Pan Adam myślał, kiwnął głową, nic nie odpowiedział; nie miał mocnych, a raczéj żadnych przekonań.
— Trzeba wybrać jedno z dwojga, rzekł kusiciel: albo mrzeć z głodu i stoicyzmem się karmić o suchym chlebie, goniąc za sławą bohatera, znosić prywacye, lub... lub...
— Radzisz mi więc zmienić barwę? spytał ostrożnie pan Adam.
— Nie! rzekł Floryan... ale mieć nogę w obu obozach, zapewniając sobie przyjaciół i protekcyę w mocniejszym; radziłbym po prostu menażować wszystkich.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.
142
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.