Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

145
DOLA I NIEDOLA.

Ci nawet, z którymi był najbliżéj i najlepiéj, nagle czegoś zlodowacieli...
Gdy Najjaśniejszy Pan wyszedł na pokoje, a pan Adam wysunął się przed jego oblicze, postrzegł z boleścią, że król się odwrócił, i tak zajął się rozmową z jakimś Anglikiem, iż niepodobna było nawet przesłać mu uniżonego pokłonu.
Kasztelan kłaniał się kilka razy napróżno, nie odbierając żadnéj na swą grzeczność odpowiedzi.
Położenie stawało się co chwila draźliwsze. Znali go wszyscy, ale był jak zarażony powietrzem: nikt do niego przybliżyć się nie śmiał. Jeden nawet z posłów zagranicznych, ku któremu podszedł pan Adam, dotąd najgrzeczniejszy i uprzejmy dla niego, ledwie raczył kiwnąć głową, i odwrócił się.
Dłużéj od innych pozostał na pokojach, ale darmo polował na najskromniejsze znajomości swoje; wszyscy mu się bardzo zręcznie wymykali.
Dla człowieka, który na jedną kartę postawił los całego życia, przegrana wszystkich nadziei jest jakby śmierci wyrokiem. Pan Adam czuł dreszcz zimny przebiegający po ciele, zimny pot oblewał mu skronie, drżącym krokiem dostał się do powozu, który go odwiózł do pustego mieszkania. Czekał tu na p. Floryana, który mu się był przyobiecał na godzinę oznaczoną po audyencyi. Ale pierwszy raz nawet Maluta się nie stawił.
Było to także coś wielce znaczącego.
— Mieliżby mnie tak nagle wszyscy opuścić? pytał się sam siebie, drżący, wylękły i przybity swém nieszczęściem. Miałażby ta jedna kobieta mieć tyle władzy, wpływ tak wszechmocny, tak nieubłaganą