chęć zemsty?.. Czyż nie ma już sposobu żadnego oparcia się jéj, zwalczenia? Miałżebym być skazany na zgubę, dla tego tylko, że niewolnikiem być nie chciałem? Nie! to niepodobna! fałszywie widzę i przesadzam wszystko... widzę zbyt czarno... może pragnę od razu zbyt wiele!
O dobrą spóźniwszy się godzinę, nadszedł wreszcie pan Floryan; ale na pierwszy rzut oka, kasztelan dostrzegł w nim nawet niesłychaną zmianę. Mały ów, grzeczny, nadskakujący, zręczny, wylany na usługi i pokorny człowieczek, który mu się uśmiechał zawsze i stawał mniejszym jeszcze niż był, przez potulność — wyrósł nagle i skwaśniał widocznie w ciągu kilku krótkich godzin.
Z zafrasowaną twarzą, na którą próżno wdział jakiś uśmiech pożyczany, szedł tym razem bez pośpiechu, znamionującego zwykle wszystkie jego ruchy, ciągnął się, wygąldał zakłopotany, jakby przynosił z sobą ciężar jakiéjś niespodzianéj a złéj wiadomości, któréj wypowiedzieć nie śmiał, z czego mu się wyspowiadać było ciężko a potrzeba.
Pan Adam pośpieszył sam na jego spotkanie z wykrzykiem:
— Czekałem cię, czekam!
— Ne mogłem być wcześniéj! zawołał p. Floryan: jak Pana Boga kocham, nie mogłem! Miałem interes cudzy, ważny, pilny, proszę mi przebaczyć, nic nie winienem.
— Cóż ci się stało?
— Ale nic, to rzecz osobista.
— Byłem u dworu — przerwał kasztelan, mierząc go oczyma, aby dobadać, czy już o wszystkiém wie p. Floryan.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.
146
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.