Zdanie to zdawało się tak zgodném z niedawno objawianém przez pana Floryana, iż pan Adam spodziewał się gorącego potwierdzenia; ale Maluta stał niemy, poprawiał wysoką fryzurę, przestępował z jednéj nóżki na drugą.
— Cożeś i ty dziś taki zakuty i milczący? spytał zniecierpliwiony pan Adam.
— A cóż już mam mówić, kochany kasztelanie?.. odparł Floryan: a cóż mam mówić? słucham.
— Byłeś u posła?
Chwila milczenia nastąpiła złowroga.
— Otoż to, że byłem, rzekł wahając się Maluta: byłem, i nie jestem z niego kontent!
— No? dla czego?
— Bo mnie tak odprawił omal, jak pana dziś odprawiono na zamku — rozśmiał się, ruszył ramionami — i już nie chcę nawet powtarzać.
— Ale gadajże mi wszystko... wolę od razu wypić wszystko do dna... Co ci powiedział?
— Co? co tam!.. at! głupstwo! szepnął Maluta.
— Mów.. mów! stanowczo tupiąc nogą krzyknął pan Adam.
Ale owo tupnięcie, które przed kilku dniami byłoby w ziemię wbiło pana Floryana, teraz jakiś przesmykujący się uśmiech tylko wywołało na jego usta. Okręcił się, otarł chustką, i rzekł powoli:
— Kochany kasztelanie, zmartwisz się, gdy ci powtórzę, co powiedział.
— Powtórz.
— Gdym mu przyniósł propozycyę, uśmiechnął się, i rzekł: „E! kłaniam uniżenie... nie staję do licytacyi!“
Kasztelan poczerwieniał, ale zjadłszy przykrą wiadomość i rozrachowawszy, że p. Floryan w nieszczęściu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.
148
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.