swoich mają. Niejeden, co gardłuje i krzyczy przeciwko nim, robi to tylko, aby się lepiéj zamaskować, a w istocie im posługuje... W obozie nieprzyjaciół zdradzony będziesz niechybnie.
— Więc cóż? przepadłem i zginąłem! rzekł gwałtownie pan Adam.
— Ale ja tego nie mówię! przerwał Maluta. Nikt nie przepadł póki żyje; coś można i potrzeba radzić.
— Radź! rzekł sucho kasztelan.
— Gdzie tam moja głupia głowa na to poradzi!... począł cicho, założywszy ręce Maluta. I mnie już, przyznam się panu, strach bierze: bo jak nie można po koniu, biją po hołoblach; a ja się boję być hołoblą.
— Masz słuszność! odparł kasztelan. Za cóż ty masz cierpieć lub zginąć dla mnie. Zapewne, każdy o sobie myśleć powinien, na to nie ma rady.
Maluta stał jeszcze i dumał.
— Panie kasztelanie — rzekł — trzeba się jakoś zbliżyć. Ja interesu tego nie rozumiem, i dla tego radzić nie potrafię. Wiem, żeście się państwo rozstali, ale jest tyle sposobów zrywania: mogęż zgadnąć z czego? dla czego? jak? co tam się pomiędzy państwem stało? jak do tego przyszło? Kobieta widać wściekła, a zemsta niewieścia....
Maluta westchnął ciężko.
— O! zemsta niewieścia! powtórzył.
Obaj na chwilę zamilkli.
Wieczór nadchodził... Kasztelanowi przyszło na myśl, że mógł jeszcze spróbować szczęścia, i pojechać gdziekolwiek, dla samego przekonania się, jak go też przyjmą.
Nic już nie mówiąc, kazał sobie podać karetę; zaproponował nawet Malucie, by z nim jechał. Ale gdy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.
150
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.