Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

151
DOLA I NIEDOLA.

dawniéj byłby to sobie pan Floryan za największe szczęście poczytał, teraz wymówił się niezręcznie jakąś pilną sprawą. P. Adam nie ponowił zaproszenia, przebrał się żywo, i ruszył do pani starościny XX., któréj dom i wieczory ściągały całą Warszawę.
Był to salon neutralny, na którego gruncie spotykały się z sobą wszystkie stronnictwa i barwy w chwilowym rozejmie. Sama pani, osoba w wieku, która nigdy nie była ładną, a pośród ogólnego zepsucia potrafiła wytrwać zacną i czystą, szanowana była i lubiona przez wszystkich, uznana jako wysokiego rozumu, wielkiego dowcipu i serca pani. Nie starając się wcale, umiała sobie zdobyć w społeczeństwie jedyne stanowisko, o które z nią nikt nawet współubiegać się nie śmiał.
Nie była to już owa matrona dawnéj Polski XV i XVI wieku, u wiejskiego ogniska modląca się z czeladzią, i nieznająca innéj księgi nad modlitewnik i żywoty Św.; był to typ już odmienny, nie dzisiejszy, nie prastary — pośredni. Zachowała ona zasady dawne, ale przybrane w formę nową; sercem była to jeszcze owa przedwiekowa polska niewiasta, choć mowa i obyczaj czyniły ją córką wieku. Umysłu niepospolicie wykształconego, chciwa wiedzy i nauki, starościna przeszła przez ogień życia oczyszczona w nim jak złoto, i przez szały wieku, nieporuszona w zasadach, spokojna, pełna godności i powagi. Ale musiała przemawiać językiem, któryby był zrozumiany; natura dała jéj dowcip, nauka i pamięć przyozdobiły jéj umysł bogato. Trochę niewinnego szyderstwa miała w usposobieniu: przy największéj więc grzeczności i wstrzemięźliwości, niekiedy chłostała słówkiem ostrém wydatniejsze wady wieku; słynna była nawet z wypowiadanéj naiwnie,