Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

152
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

niespodzianie prawdy w oczy tym, do których się to ściągało. Za oczy za to broniła ich żarliwie. Przycinki owe zawsze sprawiedliwe, przyjmowano od niéj z pokorą; bo nikt nawzajem niczém ostrém odpowiedzieć jéj nie mógł: cnota dawała jéj prawo wojowania prawdą.... Wszystkie ówczesnéj Warszawy odcienie schodziły się w tym skromnym wdowim saloniku, w którym przyjęcie nie było wytworne, ale pańsko skromne, zkąd nikt zszarzany nie wyszedł bezkarnie, ale też pokrzywdzony niewinnie być nie mógł, a każdy za zaszczyt miał przestąpić jego progi. Starościna zwykle przyjmowała swych gości niewiele się o nich troszcząc na pozór, bez zbytecznych ceremonij, równając ich grzecznością dobrego tonu dla wszystkich jednaką. Siedziała na swéj kanapie z bonończykiem na poduszce u nóg, i prowadziła rozmowę robiąc pończoszkę przez cały wieczór. Ubiór jéj przyzwoity, staranny, ale niewytworny, był zawsze ciemny, popielaty lub czarny, skrojony tak, że ani elegancyą raził, ani też zaniedbaniem zbyteczném rozśmieszał.
Przed tą kanapką co wtorek i piątek przesuwało się co Warszawa miała najdostojniejszego, a sam król JMość, choć starościny za prawdę, którą w delikatny sposób i jemu podawać umiała, nie zbyt lubiał, przychodził tu czasem ucałować rączkę zacnéj staruszki.... Starościna miała lat z górą pięćdziesiąt; twarz jéj nie była nigdy piękna, ale starzejąc dziwnie się stała poważną, wypogodzoną, prawie wdzięczniejszą niż była za młodu. Siwy włos srebrzysty gładko uczesany, i para takichże loczków na czole, bardzo jéj były do twarzy...
Oprócz starościny i jéj synowéj, pięknéj pani owdowiałéj z kilkorgiem dzieci, których wychowaniu cał-