Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

153
DOLA I NIEDOLA.

kowicie była oddana, milczącéj i mało zajmującéj się towarzystwem, dom składał się z rezydentki ospowatéj i złośliwéj, trzymanéj na wodzy powagą pani, i jednéj z wnuczek, młodéj dzieweczki jasnowłoséj, wesołéj, miłéj, ale straszliwie przez babunię rozpieszczonéj.
Pan Adam, który był pozyskał prawo bywania u starościny, i nigdy go dotąd nie stracił, chociaż zbyt mile tutaj go nie widziano, przyjmowany był grzecznie. Tym razem pojechał w nadziei, że ocierając się o świat, lepiéj się przekona, czy w istocie został już bannitą.
Wszedł na pokoje starościny, które jak zwykle pełne były kobiet siedzących dokoła, i mężczyzn poskupianych w małe gruppy pośrodku. Nadając sobie pewność, jakiéj nie miał, czuł, że mu się paliły policzki, ale się uśmiechał wśród téj moralnéj tortury. Przywitał parę osób po drodze, z których przyjęcia nic wnieść nie potrafił, i pośpieszył ku tronowi saméj starościny.
Ta spojrzała na niego bardzo przelotnie, oderwawszy na chwilę oczy od pończochy, kiwnęła z lekka głową, ale tak szybko potém wróciła do rozpoczętéj wprzódy rozmowy z siedzącą przy niéj marszałkową L...., że pan Adam uczuł się boleśnie dotknięty prawie wzgardliwą obojętnością, która obojętną być nie mogła, bo każdy ruch i słowo pani domu były obrachowane. Zostawiony sam sobie, podszedł do kilku znajomych pań, które mu także na jego ukłon odpowiedziały głowy skinieniem, ale żywo zajęte sobą, nawet się nie odwróciły ku niemu. Jedna z nich, do któréj w rozpaczy przystąpił bliżéj, popatrzała na niego szydersko, zmierzyła go od stop do głowy oczyma pełnemi jakiéjś ciekawości dziwnéj, i odpowiedziaw-