zrywając zupełnie z tymi, którzy go opuścili w krytycznéj chwili. Kasztelan przedewszystkiém zajmował się sobą i swoją przyszłością, która mu się groźnie przedstawiała.
Gdy rozgorączkowany myślami własnemi chodził tak po po pokoju, snując plany przyszłości i zemsty, przez rozwarte na pół drzwi ujrzał wyglądającą, smutną i dziwnie skrzywioną twarz Jermaszki, śledzącego każdy ruch swojego pana.
Biedny sługa, jakkolwiek jeszcze nie obyty ze swym panem i jego położeniem, prostym rozsądkiem i sercem wieśniaczém odgadywał po trosze ciężkie położenie swego pana, i po swojemu chciał go ratować. Szło mu tylko o to, jak do niego przystąpić i szczere wywołać wyznanie.
Kilka razy Jermaszka szedł i powracał, chciał rozpocząć rozmowę i nie śmiał, rzucał się ku panu widząc go cierpiącym, potém wstrzymywał się obawą, że go nie rozumie; nareszcie widok tej walki ostatniéj, która tak jasno malowała się na obliczu kasztelana, w jego ruchach, zadumie, westchnieniach, pchnęła sługę ku niemu, otworzył drzwi, wsunął się powoli i z pochychyloną głową stanął, wlepiając w niego oczy ciekawe.
— Ono by to... zaczął nieśmiało.
— Chcesz czego odemnie? spytał pan Adam.
— Ono to nic... rzekł Jermaszka — alebym prosił pana, jakby my z sobą pogadali? Choć to ja sługa i biedak — dodał — ale to u nas na wsi, choćby i ojciec pański nieboszczyk, czasem o wszystkiém zemną pogawędał, a i u prostego człowieka, to się tam coś znajdzie we środku...
Kasztelan popatrzał uśmiechając się na niego.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.
159
DOLA I NIEDOLA.