szyli, choć ja, jabym się śmiał z ich głupiego gadania. Co mi tam!
Kasztelan potrząsł głową.
— A jednak — dodał Jermaszka — oj! oj! człek się kręci a szuka czegoś około siebie, a co ma, tego mu nie dosyć! Hej, hej! na czémby to ono zbywało na wsi? Nie bogato, nie dworno, ale zaciszno i zdrowo, i spokojnie, a stara nasza jejmość takby była szczęśliwa! Niechby sobie oni pletli, że nas ztąd wypędzili, coby to nam szkodziło, kiedyby się tam żyło po bożemu!
— Nie! rzekł pan Adam: o tém mowy być nie może...
— A! no, to się wie, że o tém mowy nie ma, odpowiedział smutnie sługa; ono to się wie, i toć bieda cała, że nam innéj trzeba szukać rady.
Chwilkę milczeli.
— El! ej, panie, dodał Jermaszka ocierając oczy: po co to, z pozwoleniem, człowiek się marnie miota i rzuca na różne strony, szukając nie wiedzieć tam jakiego szczęścia po za sobą, kiedy ono przy nim rośnie, kiedy je sobie można wszędzie zamiesić, upiec i niém się nakarmić! Co tu ich do tego miasta wiąże, trzyma?... co tu jest lepszego?... czy ja wiem?
Ruszył ramionami.
— Gdyby pan powrócił na wieś — dodał po cichu — gdybyśmy wrócili, o! toby się dopiero jejmość ucieszyła!... a jakby nam tam było dobrze i spokojnie!
— A tuby tryumfowano, żem ze strachu przed nimi uciekł! rzekł kasztelan. A cóżbym ja robił w Wólce?
— Co? to, co robił dziad pański i ojciec... rzekł Jermaszka, — i byłoż im gorzéj niż panu?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.
161
DOLA I NIEDOLA.