Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

162
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Westchnął biedny i łzy potoczyły mu się po twarzy.
— Trzebaż to wiele człowiekowi do szczęścia! Jednego serca a trochę pracy, i dokołacze się do końca jako tako; bo czy tak, czy owak, umrzeć potrzeba zawsze.
— Gdybyś to pan chciał powrócić do domu!... dodał ciszéj raz jeszcze.
— Nie! rzekł kasztelan: mówić o tém daremnie; to być już nie może, już się raz poszło tą drogą, schodzić z niéj niepodobna. Potrzeba iść daléj!
— A no! to idźmy — westchnął Jermaszka — to idźmy! ale śmiało a ostro! i — z Bogiem!
Ostatnie to „z Bogiem,“ które dla prostego człowieka wyrażało wszystko, dla pana kasztelana było wcale niepojęte. W prostocie swéj, sługa przez to „z Bogiem“ rozumiał wszystko jasne i dobre na ziemi, cnotę, poczciwość, poszanowanie siebie, sumienie; w tém słowie zamykał wszystko, czego inaczéj wypowiedzieć i określićby nie potrafił. Bóg dla niego stał jako cel, jako najwyższa światłość, do któréj droga jasną też być musi, iść górą po nad ziemią, jéj celami drobnemi i troską maluczką!
Dla kasztelana, można rzec, nie było ani tego Boga, ani tych myśli, które ubogi ów człek uosabiał; było tylko jedno ja, stojące po nad wszystkiém: piramida ofiar, a na jéj wierzchołku on sam.
Rzucona myśl utkwiła jak strzała w piersi człowieka, któremu jéj dotąd ani młodość, ani późniejsze nie wszczepiło życie. Ale ostudzony wychowaniem, dumą oziębiony, nie przyjął jéj, wyrwał, odrzucił. Przywykł był wszystko widzieć po ludzku i znać tylko człowieka.