Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

176
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zwoitości jak warstwa lodu. Stosunek mój do macochy był zimny, krył odrazę wzajemną, o któréj wiedziałyśmy obie, aleśmy jéj nie objawiały, i owszem macocha przy obcych udawała dla mnie nadzwyczajną troskliwość, prawie miłość, a gdy nie było świadków, obchodziła się ze mną surowo i ostro. Zostawszy sam na sam, nigdy nie mówiłyśmy do siebie: ona mi dawała rozkazy przez trzecich: jam się cieszyła, ile razy mogłam ich nie spełnić. Formy świata nie dawały na zewnątrz wybuchnąć nienawiści, która się codziennie wzmagała.
Macocha była zimna, zamknięta, traktowała mnie dorosłą umyślnie zawsze jak dziecko; ja unikałam jéj, nie sprzeciwiałam się wręcz, ale czekałam jak oswobodzenia z niewoli chwili, któraby mnie od téj kobiety uwolniła na zawsze.
Zostawiona sama sobie z nauczycielką Francuzką, pędziłam długie godziny na czytaniu, na marzeniach, niecierpliwieniu się na mój los nieznośny. Siedziałyśmy po większéj części na wsi, w rezydencyi dziedzicznéj mojéj macochy; a ja choć bogata panna, w istocie wyglądałam tu jakby wychowanka i rezydentka na łasce. Macocha, starzejąc, stała się gospodarną do zbytku, skąpą i chciwą; szczędziła sobie i mnie wygód i najpierwszych potrzeb, aby z czasu mojéj małoletniości korzystać majątkowo. Mówiono głośno, że znaczne dochody moje szły do jéj kieszeni, choć koło mnie było ubogo, prawie biednie, a nieraz dawały mi się słyszeć żale na utrapienie, jakie ze mną miała, na mój charakter zimny i skryty, na upór nieprzełamany i t. p.
Doszłam tak do lat szesnastu, byłam piękna i świeża, a to może obudziło ku mnie większą jeszcze nie-