Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

181
DOLA I NIEDOLA.

— Co mi świat! na co mi ludzie? Ja nie wiem, czy jest świat i czy znam ludzi! Jeżeli nie uciekniemy, czuję, że się mogę czegoś straszliwego dopuścić!
Targał włosy na głowie, rzucał się w gniewie i szale.
Ledwie go jakoś potrafiłam uspokoić, sama już nie pomnę jakiemi obietnicami na przyszłość. Wrócił jednak do gospody z głową spuszczoną, przybity, zrozpaczony, z zaciśniętemi usty. Z przestrachem patrzałam nań przeczuwając coś okropnego, próżno starając się na nim wymódz choć trochę cierpliwości.
Bliższa była katastrofa niż sądziłam.
Macocha nie dając tego poznać po sobie, podejrzewała już nas oboje od dni kilku: nie wiem kiedy pierwszy raz schwytała wejrzenie i uśmiech, co ją nagle oświecił o naszych stosunkach. Nic nie wiedząc, domyśliła się wszystkiego.
Mimo najtroskliwszych zabiegów, nie potrafiliśmy się tak ukryć, aby nas ludzie nie wyszpiegowali, ale dotąd milczeli. Często oboje szydziliśmy już z niebezpieczeństwa, owładnieni szałem, który zaślepia.
Po wyjściu na tę przechadzkę, które było może umyślnie dozwolone podstępnie, macocha wzięła do siebie starą sługę i silnie na nią natarła o odkrycie całéj prawdy, któréj się tylko domyślała, zapewniając ją, że wie o wszystkiém. W czasie niebytności naszéj wyznała ona i opowiedziała co tylko wiedziała, a mogła wiedzieć wiele, bośmy się w ostatku i źle i mało taili. Albert nieraz wychodził odemnie po północy, nieraz późno i rano znajdowano mnie u niego; tłómaczyliśmy to niezgrabnie, lub nie wymawialiśmy się wcale.
Gdyśmy weszli prawie jednocześnie do izby gościn-