mógł się czegoś ważniejszego dowiedzieć. Nie miał też potrzeby ani ochoty bardzo śledzić, bo był dosyć obojętny.
Wieczorami zbierali się u niego niekiedy Ignacy Potocki, Niemcewicz, kilku ludzi wydatniejszych stronnictwa postępowego, towarzystwo męzkie, do którego nieznacznie, nie wiedzieć jak, przymieszał się od niebardzo dawna zjawiony w stolicy jegomość, zwany pospolicie le petit Poucet, a po polsku Malutą.
Była to figurynka oryginalna, jakich jeszcze czas ten dosyć wydawał, bo dziś wyczerpany wiek nie rodzi już nic nadzwyczajnego. Każdy się jak najusilniéj stara, aby się pozbyć charakteru, jaki mu nadała natura; tylko piszący pragną oryginalności i gonią za nią, nigdy jéj nie mogąc dosięgnąć, dla tego, że sobą być nie umieją, a cudzego charakteru pożyczyć niepodobna, zawsze w nim za szeroko lub za wązko.
Tak zwany Maluta, w istocie mianował się Floryanem z Brenderowa Toczylskim, ale o nazwisku jego ledwo kto wiedział. Tytułowano go pospolicie skarbnikowiczem; jedni oznaczali go przezwiskiem, drudzy tą spadkową godnością, zwykle poufali wabili go na pana Floryana Malutę; on sam się tak niekiedy podpisywał. Potulniejszego człowieka świat chyba nie widział.
Maleńki, ale mocno wyprężony i wyprostowany jak kijek, suchy, kościsty, z głową do góry podniesioną, ubierał się po francuzku, a trzewiki miał na bardzo wysokich korkach, gdyż przy wzroście olbrzymim innych obywateli Rzeczypospolitéj, nierzadkim w wielu rodzinach, mniemał się być upokorzonym swą małością. Hetman polny czasem mu groził, że go hajdukowi swemu każe schować do kieszeni. Twarz Maluty była
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
12
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.