Nie był on pięknym wcale, ale wiele namiętności i ognia opromieniało tę twarz pospolitą i mocno przywiędłą, na któréj wyraz odwagi mieszał się z trochą szyderstwa. Znać było, że w piersi jego wrzała jeszcze resztka młodzieńczego ognia, obok niewiary i sceptycyzmu, które w nią wniosło życie, że umiał kochać chwilami i wątpić o sobie i kochance. Przedwcześnie oblicze to w pracy czy namiętności przepalone jak w ogniu, straciło młodości znamię, ale je odzyskiwać umiało. Życie nie uciekło z niego jeszcze, ale się kryło jak słońce za grubą mgłą i obłokami.
Nie piękny, nie był przynajmniéj podobny do wszystkich. Miał fizyognomię i odznaczał się w tłumie.
— Ty tutaj! — zawołała kasztelanowa podając mu obie ręce z uśmiechem niekłamanéj radości — ty tu kochany Ludwiku! w tym kraju lodów i niedźwiedzi!
— Jak mnie pani widzisz, ja sam, żyw i cały! rzekł przybysz. Szczególniéj dla tego przybywam umyślnie, aby przed mojém bóztwem czołem uderzyć.
— A! pamiętałeś jeszcze o mnie?
— Ja? możnaż o was zapomnieć?
— Doprawdy, to i wdzięczności i podziwu jest godne — odpowiedziała kasztelanowa, — zwłaszcza, że szybki twój wyjazd, zaraz po śmierci mojego męża... dał mi twe serce w podejrzenie...
— Mój Boże! odparł Francuz: rozkaz króla powołał mnie nagle w odległe kraje, do Gwadalupy, byłem w służbie.
— Wiesz o moich losach? przerwała Krystyna rzu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.
200
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.