Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

209
DOLA I NIEDOLA.

poczęły okrywać wyrzuty zaskórne... Łatwo w nich było poznać ospę, która się objawiła z niesłychaną gwałtownością.
Panowała ona naówczas w Warszawie, napadając zarówno starszych jak dzieci; w późniejszych tylko latach nierównie była do przebycia trudniejsza... Nie bez trwogi upewnił się lekarz o rodzaju choroby, ale zamilczał o niéj przed hrabiną, kazał tylko położyć się w łóżko, uspokoić, zalecił spokój, ciepło i cierpliwość.
W sieniach czekał nań Adam, niecierpliwie chcąc się dowiedzieć o chorobie hrabiny.
— Co to jest? spytał niespokojnie.
Stary lekarz z pod brwi zwisłych rzucił nań wzrokiem surowym.
— Nie wiem, rzekł; zdaje się to być ospa, z któréj jeżeli wyjdzie, za co ręczyć niepodobna, twarz przynajmniéj nosić będzie straszne ślady... Byłby cud, gdyby ocalała... a na cuda nie zwykliśmy rachować.
— Ospa? powtórzył zdziwiony kasztelan.
— Tak jest, ale o tém mówić nie potrzeba: może się mylę jeszcze... Czekajmy do jutra; zostawić ją trzeba w spokoju.
— Ale ospa w tych latach bywa niebezpieczna? spytał Adam.
— Bywa śmiertelna — potwierdził powoli doktor z obojętnością właściwą powołaniu, zażywając tabaki, — bywa śmiertelna...
Adam pobladł; palec boży zdawał się wypiętnowany w téj nagłéj chorobie.
W chwili gdy gorączka Julii przenosiła ją w światy fantazyi i marzeń, w salonie Krystyny, hrabia de St.-Géron opowiadał zgromadzonym gościom o Francyi, o stanie umysłów, o symptomatach ducha wieku, jed-