Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

214
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Adamie, weźmiesz ze stoliczka pod oknem. Wszystko jest razem w tém pudełku, które znasz, które ja tak lubiłam. Weźmiéj to zaraz, i pamiętaj o nieszczęśliwéj, co cię bardzo kochała. Bóg chciał może skarać mnie jeszcze na ziemi cierpieniem, abym mniéj miała do odpokutowania na tamtym świecie. Żegnaj mi, żegnaj... ale nie łudź się, uciekaj ztąd, nie walcz z tą kobietą. Ona ci nigdy nie przebaczy, a ja ci w pomoc nie przyjdę, chyba duchem.
Adam zapłakał.
— Nie płacz — rzekła — wierzmy, że co Bóg uczynił, jest dobre. Wspomnij czasem dawne szczęścia chwile... Gdzie on?.. gdzie kasztelan?
— Był tu niedawno, i kazał dać znać, gdy się pani przebudzisz.
— A! nie! nie! dajcie mu spoczywać, cóżbym mu w ostatniéj powiedziała godzinie? chyba wszystkie winy moje. Która? noc czy dzień? przerwała żywo — czy to wczoraj jeszcze czy jutro? A ksiądz? ksiądz? czemu nie przychodzi?
Głos podniesiony i pośpiech zdradzały gorączkę powracającą. Prawie w téjże chwili otwarły się drzwi powoli, i wpuszczony przez Pamelę staruszek ksiądz zbliżył się do łoża. Wszyscy ustąpili.
Spowiedź trwała dosyć długo, a gdy razem z Sakramentami wniesiono światło i wzrok przytomnych mógł paść na twarz choréj, okrzyk mimowolny wyrwał się z ust wszystkich: szlachetne jéj rysy zmienione straszliwie przerażały, oblicze było jedną krwawą raną. W gorączce i niepokoju zdarła z siebie skórę zbolałą, piękności jéj nie pozostało śladu, bo rysów nawet rozpoznać nie było można.