tchnienia, nawet uśmiechy tłumione, a niekiedy głośniejsze nieco wyrywały się narracye gadułów i w téj chwili nieumiejących powstrzymać języka... Dziwnie tu odbijała wsparta na kulach, załzawiona, rozpaczająca postać owego podagryka chorego, którego przytuliła Julia... Zwlókł on się z łoża z pomocą chłopca, aby o swém nieszczęściu się dowiedzieć.
Adam prowadzony przez Jermaszkę już miał wyjść z sieni, gdy nad uchem zabrzmiało mu owo:
— Niech-no się pan zatrzyma!
Podniosłszy głowę odrętwiałą, postrzegł kasztelan męża Julii w oddaleniu z chustką przy twarzy, podtrzymywanego przez dwóch kamerdynerów i mającego u boku jakiegoś nieznajomego, o wywiędłéj, kościstéj twarzy, z oczyma świecącemi blaskiem dzikim. Wdowiec wywijał niecierpliwie ręką, którą miał wolną, a na odsłonionym skrawku jego twarzy widać było i gniew i niepokój... Powtarzał za owym chudym towarzyszem swoim szybko i niewyraźnie:
— Niech-no się pan zatrzyma... ale zatrzymajcież go...
Z razu wychodzący już Adam nie mógł sobie tego wytłómaczyć; ale nagle krew mu oblała czoło, gdy przypomniał, że za suknią miał owo pudełko, które umierająca zabrać mu kazała koniecznie i odesłała natychmiast przez Pamelę. Jakiś instynkt ostrzegł go, że tu zapewne idzie nie o niego, ale o to, co mu nieboszczka ofiarowała. Nie wiedział z pewnością co było w pudełku, ale ciężar kazał się domyślać więcéj niż papierów i listów. Tłum świadków, w obec których zatrzymano go jak gdyby uchodzącego, zwiększał jeszcze przykre téj sceny wrażenie. Adam mimowol-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.
218
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.