Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

219
DOLA I NIEDOLA.

nie sięgnął do boku, szukając broni, i postrzegł, że jéj nie ma... Głosy, któremi go zatrzymywano, były natarczywe i nieprzyjazne.
— Niechże się pan zatrzyma! wołał suchy jegomość.
— Zatrzymajcie go! dodawał tupiąc kasztelan.
Niepodobna było iść daléj, bo tłum obstąpił ich i cisnął dokoła. Jermaszka osłupiał, nie rozumiał nic, pobladł tylko jak ściana i trząsł się podnosząc pięści.
— Czego chcecie? pan mój chory, prowadzę go do domu, rozstąpcie się! wołał.
— Za pozwoleniem! odpowiedział chudy: nic się twojemu panu nie stanie; słówko tylko powiedzieć mamy.
— Tak jest, słowo tylko, powtórzył kasztelan, gospodarz domu; niech mu pan powie o co chodzi.
— Możebyśmy odeszli na osobność, przebąknął Jermaszko, rzucając wzrokiem po otaczających.
— Co? po co? na co? zawołał wdowiec żywo. Ja się nie potrzebuję kryć z tém co robię; nieboszczka była nieprzytomna, gdy...
— Za pozwoleniem! rzekł przerywając gospodarzowi jego towarzysz: świętéj pamięci nieboszczka miała podobno umierając wręczyć panu kasztelanowi klejnoty domowe i rozmaite familijne precyoza; my się o nie, jako o należące do spadku, upominamy.
Kasztelan oprzytomniał od gniewu...
— Mości panie! zawołał trzęsąc się: nieboszczka, dla któréj mam obowiązki wielkie, przed zgonem zaufanéj swéj przyjaciołce rozkazała mi wręczyć, jak sądzę, papiery, dla mnie przeznaczone. O żadnych pre-