cze tak ożywiony; anioł śmierci przezeń przeleciał, i chłodne za nim po sercach powiało powietrze.
— Jak to być może! drżącym głosem ozwała się Krystyna spuszczając oczy; ależ jeszcze dziś rano...
— Jeszcze żyła przed godziną... dodał głos z kąta.
Oczy wszystkich zwrócone były na panią domu, która zarumieniwszy się z razu, pobladła... goście poczuli, że po tym dzwonie pogrzebowym wszelka dalsza rozmowa będzie niepodobieństwem, i w milczeniu rozchodzić się zaczęli.
Krystyna zadumana pozostała na kanapie.
Gdy po chwili obejrzała się w koło, zobaczyła tylko jednego opodal u okna stojącego hrabiego St.-Géron’a, który zdawał się oczekiwać na odprawę.
Wstała żywo z siedzenia i podeszła ku niemu.
— Palec boży! zawołała jakby w gorączce: ostatniego obrońcę Pan Bóg mu odbiera; teraz go zgnieść i upokorzyć potrzeba... Pamiętaj — dodała — dałeś mi słowo, oto ręka moja... Nazajutrz po jego śmierci jestem twoją na wieki; ale on musi zginąć, albo zniknąć i pójść precz z tego świata, w którym ja żyję.
— Dość mi twojego rozkazu, rzekł Francuz z dziwnym uśmiechem; spełnię com przyrzekł, ale na to potrzeba czasu. Jestem tu człowiekiem nowym, nie mogę wprost przyjść do niego i położyć mu miecz na gardle; rzecz byłaby nadto widoczna, zbyt wyraźna, żeś pani mnie nasłała na niego. Przygotuję trochę, naprowadzę... zresztą przyjść powinno samo.
— Przyjdzie samo! przerwała Krystyna: bijesz się jak nikt, a o pojedynek łatwo.
— W istocie biję się nieźle! uśmiechając się rzekł Francuz — ale potrzeba wynaleźć powód do spotkania.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.
228
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.