Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.




Nazajutrz, gdy po bezsenności ciężkiéj na łożu, które nazwać było można istotnie łożem boleści, dźwignął się pan Adam, ujrzał z podziwieniem u nóg swych na ziemi siedzącego Jermaszkę, z książką od nabożeństwa, a oczyma w niego wlepionemi. Sługa poczciwy czuwał i płakał.... Ta postać pokorna, niepozorna, prawie śmieszna swą naiwnością i prostotą wiejską, pozostała sama jedna przy odepchniętym i pomiatanym człowieku, który już nikogo nie miał na świecie, prócz oddalonéj i zapomnianéj matki. Adam poczuł, że jedyne dziś węzły, co go jeszcze łączą ze światem, z życiem, są te właśnie, które on sam potargał; jedyném dla niego schronieniem był dom rodzicielski, jedynym przytułkiem łono odepchniętéj macierzy. W szczęściu, w powodzeniach, zapomniał był o niéj; teraz ta postać sługi, wysłańca cichego domu, przypomniała mu całą straconą i zatartą przeszłość. Zastygły, zobojętniały, poczuł jakby promyk słońca rozgrzewający mu serce. Czego dokazać nie mogło szczęście, zrobiła niedola: człowiek ten zaczynał czuć i kochać. Wczorajszy gniew i doznane upokorzenia wyrwały go z fałszywéj kolei, wyrzuciły ze świata obcego mu, i choć jeszcze nowych dróg dla siebie znaleźć nie umiał, już ich myślą szukał.