Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

233
DOLA I NIEDOLA.

spokojne. Po co panu te złociste progi i tyle zabiegów, aby sobie kupić zgryzotę? Ludzie nas nie chcą, i my ich nie pragniéjmy.
Dziwnie spojrzał pan Adam na Jermaszkę, i blady uśmiech przesunął się przez jego usta.
— Mój kochany — rzekł — nie byłeś nigdy żołnierzem!...
— Nie, ono to się nie było, proszę jegomości; ale dużo znałem i widywałem żołnierzy różnych, i ono to się nasłuchało od nich o różnych różnościach, co się tycze wojny... odpowiedział Jermaszka.
— Więc wiesz może — zawołał pan Adam — że gdy żołnierz wyjdzie na plac, a stanie do boju, choćby siły nieprzyjaciela były wielkie, nie godzi mu się uchodzić; potrzeba się bić i ginąć... a przynajmniéj szablę zakrwawić, nim się życie ocali.
Jermaszka słuchał z uwagą.
— Nieboszczyk stryj matki mojéj — rzekł — bo nikogo bliższego nie miałem, proszę jegomości, powrócił bez nogi do domu; otoż gadywał dużo o wojnie. Powiadał, że choć się bił dobrze, to nieraz uchodził, gdy nieprzyjaciel przeważał.... Onoby się też zdawało — dodał — że potrzeba nam także iść powoli odstrzeliwając się, ale rejterować, paneńku... rejterować!
Kasztelan popatrzawszy na niego, głową tylko dał znak, że na jego zdanie przystaje.
— Tak jest — rzekł — ujdziemy i my bijąc się, ale pierzchnąć z placu nie wolno.
— Ani się poddać, i z nieprzyjacielem, który ściga, wchodzić w układy.
— Bądź spokojny! odparł Adam. Ani oni ze mną, ani ja z nimi w żadne traktaty nie wejdę. Dopókim im jako ubogi szlachcic służył po pańskiéj myśli, pó-