kim im schlebiał, dworował, przyjmowali mnie za swojego; gdym zapragnął być sobą, swobodnym, popchnęli mnie!...
Kasztelan mimowoli z żalem się wygadał, ale spojrzawszy na Jermaszkę, zdziwił się sam sobie i powstrzymał. Zdawało mu się, że popełnił niedorzeczność, tak wzniosłe prawdy rzucając człowiekowi, który zrozumieć go nie mógł. Sługa dech wstrzymał, tak był szczęśliwy z tego zwierzenia; instynkt go ostrzegł o myśli pana — spuścił głowę, zamilkł, i po przestanku dopiero zebrał się na odpowiedź.
— Nieboszczyk jegomość — rzekł — zawsze mawiał, że strzelbie, koniowi, kobiecie (z pozwoleniem) i panom nigdy się dowierzać nie godzi. Jedno może wystrzelić, drugie ponosić, trzecie zdradzić, a czwarte... opaskudzić człowieka (z przeproszeniem) kiedy się najmniéj spodziewa. I daćby im już spokój!
— Tak, mój poczciwy przyjacielu, szepnął pan Adam; sam jeden, bezsilny, muszę ustąpić. Ale — dodał nawpół do siebie — pragnąłbym dziś jeszcze więcéj niż kiedy wnijść między nich, zrównać się z nimi nie wiem jaką ofiarą, aby z kolei upokorzyć — i pomścić się!...
— E! proszę jegomości, podchwycił Jermaszka: ono to zemstę lepiéj na Pana Boga zdać, a plunąć na te sprawy. Co nam z niéj przyjdzie? to szatanowi świeczka, a duszy ledwie polizówka. W świecie to ono tak idzie, że co złe, to się samo na sobie mści... Już nic nam, tylko uciekać... proszę jegomości! Albo to nam w Wólce tak źle będzie? albo to chleba a choćby i pieroga zabraknie? albo to głód, albo co? Spokój, święta cisza i swoboda; nikt tam kołków nie przyjdzie ciosać na głowie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.
234
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.