Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

236
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Blady jak ściana wcisnął się raczéj niż wszedł do pokoju pan Floryan zwany Malutą, ale... o! quantum mutatus ab illo — jak zmieniony do niepoznania! Owo pokorne człeczę, co się w szczęśliwszych czasach tak nizko kłaniało panu kasztelanowi, w progu już znać było, że za łaskę i ofiarę miało sobie to, iż go teraz przyszło opuszczonego nawiedzić. Jakiś snadź ważny powód napędził go pod drzwi niedoli. On, co z taką wymuszoną pokorą zawsze spotykał Adama, stał teraz zafrasowany nie wiedząc od czego począć; ale gdy się Jermaszka czując, że im zawadza, wysunął — pokłonił się i odezwał głosem, którego nastroić do okoliczności nie umiał:
— Cóż się to stało kochany kasztelanie, wczoraj tam, u ciała nieboszczki? Jakaś brzydka awantura? Całe miasto mówi o jakiéjś scenie, ażem się tu przybiegł poinformować!.. Mówiąc szczerze, zawsze mnie obchodzi wszystko, co go dotyka.
— Nie mam ani co taić, ani się z czego tłómaczyć, odparł pan Adam. Rzecz bardzo prosta: byłem wychowańcem, jakby przybraném dziecięciem kasztelanowéj nieboszczki; powzięła ona myśl niepotrzebną zostawienia mi po sobie resztek swojego majątku, których mąż jeszcze nie zmarnował. Była bezdzietna i w prawie rozporządzania tą częścią fortuny, jaką mi legowała... W chwili jéj zgonu, oddano mi nieprzytomnemu prawie szkatułkę, którą kazała mi wręczyć natychmiast. Nie wiem kto podszczuł kasztelana, by mnie pod pozorem, iż przywłaszczam sobie jakieś jego mienie, wychodzącego zatrzymał. Stało się to publicznie i w sposób niegodny człowieka, który się tego dopuścił w obec niezastygłego jeszcze ciała swéj żony... Dobyłem sam ową szkatułkę, nie wiedząc co w niéj jest. Okazał się