Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

239
DOLA I NIEDOLA.

Słowa te wyrzekłszy z goryczą, kasztelan padł w krzesło, a Maluta widząc go pogrążonym w zadumie, wysunął się po cichu. Był on widocznie szpiegiem wysłanym na wzwiady, ale się o niczém nie dowiedział prócz smutku, którego się mógł łatwo domyślić, nie widząc go nawet.
Długą chwilę ciszy przerwał mały szelest, w którym się łatwo było dorozumieć Jermaszki. Po pierwszéj z nim rozmowie, kasztelan czuł dla niego jakąś ufność; on jeden jaśniejszą drogę wśród tych manowców mu wskazywał. Zwrócił się do niego, ale oczyma tylko; sługa także poglądał na niego z niewysłowioną czułością.
— Panie! ach panie mój! ozwał się po chwili: jedźmy! wracajmy!
— Pojedziemy, powrócimy! rzekł Adam. Czekaj! wybije godzina, stanie się czegoś chciał; nie miłoby mi tylko było, aby sądzili, żem uciekł przed nimi.
— Niechby się ono sobie myślało coby chciało! westchnął sługa; a nam co po tém, co się tam tym trutniom w głowie kręci!
Zamilczał pan Adam. Sługa także zamilkł z pokorą, i po chwilce znowu się wysunął, zostawiając go w samotności, któréj potrzebował.