śmierci Julii nikt do drzwi jego nie zapukał, p. Floryan przyszedł raz, chciał wybadać i nie pokazał się już więcéj.
Pan Adam siedział w domu, był parę razy w zamku, ale nie miał szczęścia oglądać twarzy królewskiéj, a na listowne domagania się audyencyi, król odpisał wprawdzie bilecikiem własnoręcznym, obwinąwszy gorzką pigułkę pięknemi słówkami, ale dał mu do zrozumienia, że nie mogąc nic zaradzić, nie chce go próżnemi łudzić nadziejami.
W przypadkowych przechadzkach spotykał ludzi, co mu się z daleka kłaniali, ale wszyscy prawie szybko uchodząc, zdawali się unikać rozmowy i zbliżenia, lub znacząco odwracali głowę, aby nawet nie oddać ukłonu....
P. Adam gorzko się uśmiechał. Zrozumiał wreszcie, że mu tu nic nie pozostało do robienia.
Tak zbiegło kilka tygodni... W gazetach holenderskich ukazał się (bez nazwisk osób wprawdzie) opis jego historyi i historyi miłości Julii dla niego, krzywdzący dla niego szczególniéj i widocznie przesłany z Warszawy. Nie wiadomo czyja ręka podrzuciła mu ten numer niby pocztą przesłany, aby poczuł cios, który mu zadano.
Rozdraźniło to Adama do tego stopnia, że natychmiast ukropem i żółcią napisaną odpowiedź przesłał do téj saméj gazety, i sowicie opłaciwszy umieszczenie, gdyż takich przysmaków druk na wagę złota okupować było potrzeba — miał przyjemność czytania wkrótce swéj odpowiedzi, któréj liczne egzemplarze sam po Warszawie rozrzucić się starał. Nie spodziewano się w obozie przeciwnym, aby mógł tak śmiało
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.
241
DOLA I NIEDOLA.