Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

246
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ja po niéj nie.
— Osobliwsza obojętność! tak śliczna, urocza dziewczyna.
— Serce mam żałobą okryte.
— Kwiatek na czarném tle, doskonale się wydaje, szepnął z uśmiechem Maluta i odchrząknął znacząco.
— Nie lubię kwiatków, więdną zbyt prędko.
— Ale pachną i bawią oko.
Rozmowa się przerwała, ale po kilkakroć uparcie na jeden przedmiot naprowadzając, p. Floryan tak zmęczył kasztelana, że w końcu wymógł na nim obietnicę, pojechania tegoż dnia do komandora. Słowo, które nareszcie wyrwał gwałtem prawie panu Adamowi, zdawało się go cieszyć niepomału, jakby wielkie otrzymane zwycięztwo. Zacierał ręce, całował kasztelana, dowcipował, uśmiechał się, oświadczał z przyjaźnią, niezłomną i wybiegł nareszcie, zapowiadając po kilkakrotnie, że wieczorem zajedzie po kochanego kasztelana.
Nie z wielką ochotą wybierał się na ten wieczór pan Adam, nie chciał się na świat pokazywać, wiedział ile mu to nieprzyjemności sprowadzić może, ile osób nieżyczliwych spotkać będzie musiał; ale słowo się rzekło, zresztą dziwna jakaś na drobne sprawy objęła go obojętność.
Gdy o umówionéj godzinie przybył pan Floryan z wysoko i starannie ułożonym tupetem, szpadką u boku, w aksamitnym fraczku, w trzewikach na wysokich obcasach, wyglądający jakby wzięta z dziennika francuzkiego karykatura, kasztelan dał mu się pociągnąć, nie opierając się więcéj, nie myśląc prawie co czyni.