niedawna jest w Warszawie, że chce wstąpić w służbę Rzeczypospolitéj, i że król JM. niezmiernie go polubił.
Na tém badaniu przeszedł czas do wieczerzy, która na chwilę tylko poprzedziła grę, wkrótce rozpoczętą w salonie białym.
Kasztelan, który tu parę razy wyszedł wygranym, nie mógł się teraz przyzwoicie uwolnić od gry choć niewielkiéj, i przystąpił z innymi do stolika.
Z razu gospodarz sam ciągnął bank, ale po niejakim czasie dozwolił przybyłemu Francuzowi zastąpić siebie, aby mógł pokazać pewną w grze modyfikacyę świeżo przyjętą we Francyi. Hr. de St.-Géron (gdyż on to był nie kto inny) wyrzucił na stół tysiąc czerwonych złotych i rozpoczął grę.
Kasztelan, który stał przy stole, wyzwany urągliwém spojrzeniem Francuza, nie mógł się powstrzymać od walki. Pierwszy raz w życiu żyłka w nim do gry zadrgała, obudziła się chęć upokorzenia tego impertynenta, który go widocznie swym wzrokiem i postawą zaczepiał i wywoływał. Obliczył myślą to co miał w domu, i rzucił na kartę 500 czerwonych złotych.
Nieznajomy przypatrzywszy się stawce dziwnie przymrużonemi oczyma, uśmiechnął się szydersko, co jeszcze bardziéj rozjątrzyło kasztelana. Zarumieniony ręką drżącą podsunął swą kartę, ale St.-Géron udawał jakoś, że jéj nie widzi. Po kilku przeciągnieniach, kasztelan nie miał przy sobie więcéj gotówki, zerwał się i pobiegł do gospodarza.
— Nie spodziewając się grać — rzekł do niego — nie wziąłem z sobą więcéj nad pięćset czerwonych
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.
249
DOLA I NIEDOLA.