Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

251
DOLA I NIEDOLA.

cy wszakże usłyszeli. Była to wprost obraza honoru; kasztelan nie mógł tego puścić bezkarnie.
— Mości panie, rzekł: za takie słowa krwią się płaci. Ja także nie myślę mu kredytować.
— Krwią? — podchwycił Francuz obojętnie — c’est selon, jeżeli się ma do czynienia z ludźmi, których krew naszéj jest warta.
Adam zawrzał, i jak stał, garścią kart rzucił Francuzowi w oczy; ale w téjże chwili St.-Géron rękawiczką drasnął go po twarzy.
Rozruch w mgnieniu oka powstał niesłychany, ale tłum natychmiast rozdzielił zwaśnionych, nie dopuszczając starcia, które się gotowało. Francuz krzyczał i śmiał się odgrażając, kasztelan miotał się jak opętany, chcąc go rozedrzeć natychmiast.
— Co mi tam WPanowie mówicie o pojedynku! krzyczał St.-Géron: są ludzie, z którymi się przecię nie pojedynkuje... Wyzwanie!! nie pojmuję wyzwania tego jegomości. Kijem go pachołkom obić każę na rynku, i będę miał satysfakcję, ale bić się z nim!
Słowa te dosyć głośno wyrzeczone, do wściekłości przywiodły Adama, który już sam potém nie wiedział jak się znalazł w powozie, i pędem odwieziony został do domu w stanie ducha, którego odmalować niepodobna. Był na pół szalony. Wyrywał sobie włosy z głowy, pienił się, rzucał, nabijał pistolety, mierzył niemi w piersi własne, wybiegał na ulicę, nie wiedząc co czyni. Jermaszka ledwie go od ostateczności jakiéj potrafił utrzymać.
Nierychło potrafił oprzytomnieć, i choć noc była, namyśliwszy się pojechał do mieszkania jednego z tych ludzi, którzy z pojedynku czynili rzemiosło, i czekali