tylko jakiegoś zajścia, aby w niém grać rolę pośredników i popleczników więcéj dającego.
Człowiek, do którego udał się kasztelan, słynny był sam z szermierki i strzelania, sługiwał dawniéj wojskowo we Francyi i w Saksonii, a na starość z odwagi swéj i znajomości praw honorowych uczynił professyę. Nie było spotkania, w którémby półkownik Ballandier nie miał jakiegoś udziału. Z powierzchowności i obyczajów był to pospolity bardzo awanturnik, z czerwonym nosem, z wąsami pół-łokciowemi, suchy, barczysty, ogromny, trzymający się prosto, z rękami jak dwie patelnie. Pokorny z możnymi, Ballandier nie robił ceremonii z tymi, dla których worka i stosunków nie czuł poszanowania. Historya kasztelana już jakimś cudem do niego była doszła, tak, że gdy pan Adam dobił się do niego prosząc o radę, znalazł go choć udającego niewiadomość, ale już widocznie uprzedzonego.
Ballandier przyjął go siedząc na łożu, rozebrany, z krótką fajeczką w ustach, okryty tylko kołdrą wełnianą, z pod któréj wisiały nogi obnażone, muskularne, okryte bliznami i niedźwiedzim włosem... Wyglądał zupełnie na Don Kichota.
— Co począć? pytasz mnie panie kasztelanie, — rzekł zimno — tu nie ma co robić: jutro pójdę do hrabiego spytać, czy przyjmuje pojedynek? a jeśli odmówi...
— Jeśli odmówi? podchwycił kasztelan.
— Możesz go pan kazać obić na ulicy.
— A on?
— A on broniąc się, może panu w łeb strzelić.
— Jednakże odmówić nie powinien, nie może... zmusimy go, jest przecię trybunał honorowy, przed
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/260
Ta strona została uwierzytelniona.
252
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.