Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

253
DOLA I NIEDOLA.

który go pozwać mam prawo, aby się tłómaczył dla czego mi odmawia.
— Tak jest; mógłby być urządzony podobny trybunał honorowy, rzekł Ballandier. Ale wprzódy trzeba się z nim rozmówić. Więc jutro.
— Nie jutro, ale natychmiast! odrzekł kasztelan, kładąc rulon studukatowy na kolanach pułkownikowi, bo z nim żadnéj nie było ceremonii co do oznak wdzięczności. Brał co mu dawano, nie marszcząc się wcale... z tego żył.
Ballandier podjął rulon, zważył go w dłoni, wsunął pod poduszkę i powoli rzekł zimno:
— A no, to i zaraz, jeżeli każecie.
— Czekać będę na odpowiedź u siebie, naprzeciw zamku... Jeżelibyście nie zastali go w domu, pojedziecie szukać; jeżeli się zamknie, każecie wybić drzwi na mój rachunek, ja odpowiem... Sprawa nie cierpi zwłoki... trzeba się obmyć, aby brud nie przyrósł.
Rzuciwszy fajeczkę na stół, półkownik wsunął ogromne swe łapy w pantofle, obwinął się kołdrą i począł natychmiast odziewać naprędce.
— Półkowniku — zawołał odchodząc kasztelan — spraw się tak jak proszę, a będziesz ze mnie rad.
— Nie wątpię o panu, chciejcie nie wątpić o mnie.
Kasztelan przynagliwszy jeszcze o pośpiech swego wysłańca, odjechał do domu, ale tu nie spoczął, chodził od okien do drzwi, od drzwi do okien, wysyłając sługi, wyglądając z najżywszą niespokojnością powrotu półkownika.
Nierychło go się doczekał, a usłyszawszy ciężki i powolny chód jego, wybiegł naprzeciw niemu aż na wschody.