Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

255
DOLA I NIEDOLA.

nosi, jeżeli się nie mylę, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt... ja potrzebuję najmniéj pięćset, żebym żył; a jeżeli panu pomogę przeciwko temu człowiekowi, stracę całą klientelę.
— Dla czego?
— Dla tego, że tu nie o tego jednego kiepskiego Francuza chodzi — odparł rozgrzany winem i pobudzony do szczerości półkownik, — tu idzie o całą familię rozjątrzoną na pana, któréj szampionem jest ów Francuz... A jeżeli panu było trudno się jéj oprzeć, cóż mnie?... Pozabijać ich wedle reguł, wszystkich do nogi nie mogę. Schowaj pan te pieniądze...
— Cóż mi radzisz? rzekł kasztelan, dolewając drżącą ręką wina machinalnie, a złoto wysypując po stole i po podłodze.
— Co radzę? Radzę mu jak psu w łeb strzelić; a że to kryminał, zwłaszcza pod bokiem króla i sejmu, więc potém z tém złotem, którego niewiele jest, uciekać w świat... Ja od pana już grosza nie wezmę więcéj, bo miałbym na sumieniu. Trzeba to zebrać skrzętnie... na złą godzinę. Szczerze mi żal, żem nic nie zrobił, że z téj sprawy z honorem i czysto wyjść nie można... Adieu!
To mówiąc, dopiwszy wina do ostatniéj kropelki, Ballandier włożył czapkę na głowę i powoli odszedł; a kasztelan pozostał jak wryty w ziemię. Jermaszka pełzając po podłodze, po jednemu zbierał dukaty.
W parę godzin potém kasztelan otulony płaszczem wymknął się z domu, kryjąc dwa pistolety pod połą. Jermaszka niespokojny wybiegł za nim, śledząc go z dala mimo zakazu.
Pan Adam błądził z razu po ulicach bez celu, potém siadł gdzieś w progu kamienicy trąc czoło, i cho-