przyjął jakiego przeproszenia, układu, nie uląkł się u obcych téj roli zaczepnéj, żeby ktoś nie ujął się za Adamem przeciwko zuchwałemu cudzoziemcowi. Wszelkie możliwe przypuszczenia czyniąc, spędziła wieczór niespokojnie.
Godziny płynęły leniwo, nikt nie przychodził. Około północy wreszcie nadbiegł młody kuzynek Krystyny, któremu zleciła przyniesienie wiadomości o wieczorze u komandora; był zdyszany i blady.
— Mówże, co się tam stało? zawołała biegnąc przeciw niemu.
— Stało się — rzekł paniczyk, który się zasługiwał kuzynce nie bez pewnych młodzieńczych nadziei, — stała się rzecz okropna... Hr. de St.-Géron śmiertelną obelgę wyrządził kasztelanowi... Kasztelan rzucił mu w oczy kartami, on na niego rękawiczką, ledwie ich tam rozjąć potrafiono, i kasztelana do domu gwałtem wyprawić... Wyniesiono go na rękach wściekłego, szalonego.
— Było dużo osób? zapytała Krystyna.
— Więcéj niż potrzeba na świadków awantury.
— Nikt się za kasztelanem nie ujął?
— Nikt, ale na Francuza oburzeni wszyscy.
— Cóż się z hrabią stało?
— Nie wiem, odjechał zmieszany, ale pojedynku odmówił w sposób okrutny. Krystyna zamyśliła się chmurno.
— Biegniéj mi zaraz dowiedzieć się, co się z nim stało? zawołała. Nie powracaj mi bez niego: niech tu przyjedzie, potrzebuję się z nim widzieć.
Chłopak, którym piękna kuzynka miotała jak chciała, znając nad nim swą władzę, poleciał na skręcenie karku, chociaż ani wiedział gdzie Francuza po nocy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/269
Ta strona została uwierzytelniona.
261
DOLA I NIEDOLA.