czyła. Mejer skłonił się i wyszedł poważnie, uchylając jarmułki; towarzystwo siadło do przygotowanego obiadu, który w pół gotowy przywiozło już z sobą.
Był nawet dosyć wytworny, a wino co się zowie dobre, gdyż kasztelanowa nieobojętną być poczynała na kuchnię. Wpół uczty też humory znacznie się poprawiły, usta rozwiązały, i śmiano się dosyć ochoczo, gdy — nagle z za drzwi dał się słyszeć krzyk i westchnienie razem tak straszliwe, tak bolesne, tak głośne, że wszyscy porwali się z miejsca. Kasztelanowa pobladła i trząść się poczęła, Floryan skoczył do drzwi, a kuzynek ręce rozciągnął, jakby chciał skarb swój otoczyć i ratować.
— A! to ten chory, nieznośny! zawołała ochłonąwszy nieco kasztelanowa, spoglądając na p. Floryana, który stał jeszcze w progu drżący i wylękły, — to ten szlachcic chory...
Dźwięk tego głosu dziwny przypomniał Krystynie męża, a p. Floryanowi znajomego i przyjaciela tak silnie, iż Maluta wyszedł zaraz na wzwiady. Miał wielkie podejrzenie, a choć się z niém kasztelanowéj nie zwierzył, porozumieli się oczyma.
Wszedł Maluta naprzeciw do izby gospodarza z mocném postanowieniem dobadania się prawdy, ale trafił na człowieka równie jak on kutego na cztery nogi i wytrawnego.
— Jakąś to tam dziwną febrę ma ten człowiek! rzekł do Mejera: bo krzyczy z gorączki. Ja się trochę na medycynie znam, możebym mu co poradził, a te jęki nam obiadu spokojnie zjeść nie dają.
Mejer zwąchał o co chodzi.
— A! co nam tam do tego starego szlachcica! rzekł obojętnie. To człowiek już wcale niemłody
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.
278
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.