odparł Żyd spokojnie. Niechże się JPaństwo przekonają sami, proszę mi tylko pozwolić wejść zobaczyć co się u chorego dzieje, a będziecie mogli wejść i zobaczyć sami.
Ta nagła determinacya Mejera zachwiała p. Floryana i kasztelanową.
— Już ja muszę państwa przekonać — rzekł Żyd, — abyście państwo wiedzieli, że stary Mejer nie kłamie, tylko proszę o kilka minut.
Plan w głowie poczciwego arendarza był osnuty. Z alkierza wychodziły drzwi do trzeciéj izby zajmowanéj przez jego syna; wynieść przez nie chorego łatwo było z tapczanem, a starego Żyda belfera owinąwszy odzieżą i kołdrą na jego miejscu położyć. Myśl ta przyszła Mejerowi, któremu żal się zrobiło prześladowanego, bo o całych jego losach wiedział od Jermaszki.
Dobry kwadrans upłynął, nim powrócił do kasztelanowéj.
— Musiałem — rzekł — chłopaka, który przy chorym siedzi, uprzedzić, a niełatwo go było namówić, żeby drzwi otworzył, aż dopiero gdym mu przyrzekł, że państwo może co na tę chorobę poradzicie.
Pan Floryan i kasztelanowa poczuli się zawstydzeni swą podejrzliwością, poszli jednak powoli, zaczęli stukać do drzwi, nierychło im je powoli otwarto. Zaduch przykry bił z izby. Maluta obawiał się nawet bardzo zbliżać do chorego; ale kasztelanowa weszła śmiało, zbliżyła się do tapczana, i popatrzała długo na twarz nieznaną sobie, starego bladego człowieka, przykro wykrzywioną i dziwnego wyrazu... Odeszła potém razem z Malutą co najprędzéj. Konie stały już zaprzężone; siedli więc i ruszyli milczący
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.
282
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.