Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.

283
DOLA I NIEDOLA.

w dalszą podróż. U kominka tylko, przechodzący Maluta machinalnie spostrzegłszy jakiś papierek na ziemi leżący, podniósł go i schował do kieszeni. Przypomniał go sobie aż nocą w drodze, i oddał kasztelanowéj, która żadnéj do niego nie przywiązując wagi, wrzuciła jednak do woreczka. Spoczywał tam ten świstek aż do przybycia na miejsce. Dopiero gdy rzeczy swe porządkowała Krystyna, wyrzucić go myślą, spojrzała przypadkiem: — wzdrygnęła się i zatrzęsła, poznawszy dobrze sobie znane pismo pana Adama.
Przypomniawszy głos, który słyszała w karczmie, najmocniéj już teraz była przekonana, że ją oszukano, że nie omyliły jéj przeczucia, że kasztelan w istocie w téj karczmie leżeć musiał chory i ukryto go przed nią. W godzinę po tém odkryciu, wezwany p. Floryan, pewnie nie na ratunek pośpieszył z sekretnemi poleceniami do owéj karczmy; ale mimo wielkiego pośpiechu, dniem jadąc i nocą, dobił się już za późno „pod Kogutka.“ Tym razem z ludźmi, których wziął z sobą, zwiedził gospodę od strychu do piwnic, ale nikogo tam nie znalazł.
Mejer ręce wziąwszy za pas, śmiał się prawie z tych próżnych zabiegów, ani przecząc już, ani potwierdzając domysłów o bytności kasztelana, nie wypierając się wreszcie nadto udziału, jaki miał w jego ukryciu i ucieczce.
— Mój panie, rzekł do Maluty: kiedy kto drugiego człowieka z niebezpieczeństwa wybawi, nigdy się tego wstydzić nie powinien, jeżeli to przez poczciwość, nie dla zysku uczynił. Gdybym ja mu dopomógł schować się albo ujść... no to co?
— Ale to jest zbrodniarz! zabójca! rzekł p. Floryan.