nostkowe zajęcia interesami, którym się coraz więcéj oddawała, nie starczyły ruchawemu umysłowi i przywyknieniu do intrygi. Była zmęczona, zamyślona, znękana.
Pan Floryan z jakąś minką wesołą wszedł zacierając ręce, siadł z dala na krześle, i począł rozmowę od pogody, ale ze szczególną żywością, która zwiastowała, że po za tym kommunałem coś się ukrywa ważniejszego.
— Pani kasztelanowa dobrodziejka — rzekł — nudzi się na wsi. Istotnie, patrząc na jéj pracę, na to poświęcenie dla familii, człekby pragnął, aby się JPani i dla siebie jaszcze tak jéj przynależnego szczęścia doczekać mogła... A tu te węzły dla obojga ciężarem będące...
Kasztelanowa westchnęła, patrząc w okno.
— Wie pani, co mi na myśl przyszło? spytał pan Floryan.
— A! cóż tam nowego?
— Kasztelan, przynajmniéj jak mi się zdaje, nie mógł gdzieindziéj się ukryć tylko w domu, za Bugiem, w téj wioseczce, w któréj żyła i żyje podobno jego matka.
— To być bardzo może... odpowiedziała obojętnie kasztelanowa.
— Należałoby to sprawdzić. Wie pani? dodał po chwili milczenia: ja gotów jestem tam jeszcze sam pojechać. Dawne stosunki łączą mnie z panem Adamem: ofiarując się chętnie za pośrednika, obu stronom przez to uczyniłbym może przysługę.
— Nie jestem temu przeciwna, żebyś pojechał, rzekła; ale mnie się zdaje, że to będzie nadaremne.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.
285
DOLA I NIEDOLA.