Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

291
DOLA I NIEDOLA.

czenia; byłabym za tém, żeby naprędce domek zbudować w lasku: ot powiem ci! tak! Przypominam sobie, że oglądając niegdyś rezydencyę w Siedlcach, widziałam w ogrodzie taką cudowną chatę, co to po wierzchu wyglądała niby prosty dworek chłopski, a wewnątrz była pałacem, pieścidełkiem... Gdyby to co podobnego zbudować dla kasztelana?
— Ale to rzecz kosztowna, przerwał p. Baltazar, — a i czasuby na to potrzeba, gdy bratowa go się spodziewa tak prędko.
— Widzisz, odrzekła spokojnie pani Krzysztofowa: na wszystko są sposoby. Co się tycze pieniędzy, wiem, że pod starym dębem za ogrodem jest kocieł miedziany pełniuteńki złota; pilnuje go tylko jeden stary kot. Możnaby go zabić... ty tak doskonale strzelasz. Mnie się też zdaje, że Św. Józef jako z rzemiosła cieśla, gdybyśmy się do niego pomodlili, jednéjby nocy to zrobił ze swymi robotnikami... Wiadomo ci, że ma pod swoją władzą wszystkich bogobojnych cieśli, którzy pomarli od Narodzenia Chrystusa Pana, więc gdyby z nich przyprowadził stu... półtorasta...
W ostatnich słowach tak widoczne było pomieszanie, choć łagodne i pewnéj jeszcze logiki własnéj się trzymające, że pan Baltazar nie wiedział już co odrzec, i począł smutnie potakiwać głową.
— Jakże się pani bratowa czuje? rzekł po chwili, odwracając rozmowę.
W istocie, na twarzy pani Krzysztofowéj, pomimo nieco obłąkanego wejrzenia, był spokój i zdrowie osobliwsze. Piła kawę z apetytem, zajmowała się, krzątała, kilka razy wspomniała o mężu jako o nieboszczyku, ale to nie przeszkadzało jéj wkrótce potém, w téjże chwili mówić o nim jako o mającym powrócić.