wielce ją zajmował. Ale chociaż budowa ciągnęła się, zawsze jednak nazajutrz oczekiwała męża i syna; nie zrażało jéj to, że jutro nie przybywali, przywykła była nie dziś ich mieć, ale spodziewać się jutro.
Tak szczęśliwa zmiana w jéj twarzy, zdrowiu, humorze dokonała się przez to obłąkanie, że ledwie jéj nie winszować i cieszyć się było potrzeba. Pan Baltazar nawet widząc, że jest zupełnie spokojna, oswoił się z tém i potakiwał, ale niekiedy patrząc na biedaczkę wystrojoną odświętnie, uśmiechniętą do tego szczęścia, którego nigdy kosztować nie miała, łza mu wilżyła źrenice, i wzdychał ocierając ją rękawem.
— Oj! ludzka dola! mówił do siebie: ale któż wie gdzie szczęście? czasem w utracie rozumu i pamięci! Ot! jak Bóg zechce, czasem i utrapieniem pocieszyć potrafi, zsyłając jakby sen ciągły na człowieka... Dolo! dolo!.. powtarzał p. Baltazar — oto są sztuki twoje!..
Już się ów domek dobrze podnosił i zrąb stał prawie pod dach gotowy, z porządnie na mech kładzionych kłód grubych sosnowego drzewa... gdy jednego wieczoru, kiedy sobie Baltazar podśpiewywał a dumał, psy podwórzowe wybiegły za bramę i dziwnie ujadać zaczęły.
Próżno je z ganku przywoływał pan Baltazar, świstał, wołał, nic nie pomogło; ile ich było, aż do staréj ulubienicy pana Krzystofa nieboszczyka, która się zwała „Wierna“ (a była już od wieku podeszłego głucha i niemal z włosów wypełzła, i sypiała zwykle w piekarni pod piecem, w popiele, żyjąc na łasce), — wszystko wysforowało się za bramę, stanęło w rząd, i nuż szczekać a wyć.
— Ani chybi, wilka gdzieś czują nieopodal, rzekł Baltazar.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/301
Ta strona została uwierzytelniona.
293
DOLA I NIEDOLA.