kości, składającéj się z korków i czuba... Stój z daleka! ślicznie wyglądasz.
Pan Floryan posłuszny, kryjąc pod uśmiechem niepokój, wstrzymał się na pół pokoju. Dla przytomnych ta scena niełatwo zrozumiana, zaczynała być mocno zajmującą. Dyogenes przypatrywał się, smutnie kiwając głową.
— Co się to z waszeci stało! westchnął. Zamiast orać domową skibę, poszedłeś w rynsztokach łowić brudy. Panie Floryanie, proh horror! patrzę i oczom nie wierzę!
— Ależ kochany wuju!
— Stój! Wuja twego zwą Dyogenesem, nie dla tego, że stary, przygarbiony i łachmanowaty, ale że prawdę surową mówi bez przyprawy. Ostrożnie więc: wuj jegomości rodzony, choć wieśniak peregrynujący o kiju ze skrzypką, tak dobrze wie gdzie się co dzieje, jak gdyby siedział w pewnym domu w Warszawie, do którego się zbierają wiadomostki różnemi mniéj więcéj brudnemi rynsztokami. Wuj twój zna cię panie Floryanie na wylot, choć ty go nie znasz nawet z łupiny; a że mamy świadków, możebyśmy familijną rozmowę odłożyli sam na sam.
Floryan się mocno zarumienił, ale nadrobił śmiechem. Dyogenes mu pogroził, i z powagą wujowską rzekł:
— Czegoś ty tu przyjechał? Nie kłam, mów szczerze.
— Słowo honoru — odparł Maluta szybko — w interesie pana kasztelana, dla jego dobra, bo go kocham, szanuję i nad losem jego boleję. Słowo uczciwe!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/316
Ta strona została uwierzytelniona.
308
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.