Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

309
DOLA I NIEDOLA.

— Zkądże to słowo wziąłeś? trzebaby je obetrzeć, gdy z twoich ust wychodzi — dodał wuj ciszéj. — No, daléj!
Pan Baltazar podsunął krzesło, sam nieco z proboszczem usuwając się na stronę, za co Maluta trzema ukłonami i ściśnięciem ręki gorącém mu podziękował.
— Rzecz się tak ma, rzekł pan Floryan: — Kasztelanowa syta zemsty... ale wuj może nie wie całéj historyi?
— Wuj wie wszystko — odparł Dyogenes, — nawet to, czegoby nie rad wiedzieć. Mów asindziéj bez objaśnień.
— Kasztelanowa ani wdowa, ni rozwódka, ni mężatka, a między nami mówiąc, pragnie pójść jeszcze za mąż.
— Który raz? zapytał Dyogenes.
— Dopiero trzeci.
— Tak, kanony nie bronią, a dla możnych to dyspensy się znajdą. Do trzech razy sztuka, zresztą... Mów daléj.
— Otoż pragnie ona stanowczo ułożyć się z panem kasztelanem, wywieść go z tego niebezpieczeństwa, w jakiém się obecnie znajduje, i raz skończyć zgodnie.
— Tak, aby nie obawiając się jéj kasztelan wpadł w łapkę.
— Sądzę, że nie.
— A ja sądzę, że tak. Ale czegoż ona chce?
— Zgody, za którą gotowa zapłacić, jak myślę.
— A WPan panie Floryanie podejmujesz się faktorstwa, i myślisz znękanemu człowiekowi rzucić w twarz workiem złota, kupić go sobie! cha! cha!