Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/325

Ta strona została uwierzytelniona.




Kilka miesięcy upłynęło od opisanych wypadków; w położeniu osób należących do naszéj powieści nic się prawie nie zmieniło; stan tylko pani Krzysztofowéj nieco się pogorszył. Od niejakiego czasu widocznie pochmurniała, niecierpliwiła się, a że dom był już z gruba dokończony, codzień dopytywała p. Baltazara, kiedy goście nadjadą.
P. Baltazar milczał, lecz w końcu postanowił powoli próbować wywieść ją z błędu. Zwykle potakiwał jéj milczący; teraz począł stopniami starać się o sprostowanie jéj wyobrażeń. Nie było to łatwe, ani nawet tak bardzo potrzebne, ale p. Baltazar czuł, że sam zwaryuje jeżeli dłużéj tak rzeczy zostaną. Wziął się więc do téj niewdzięcznéj pracy, — niewdzięcznéj, gdyż pani Krzysztofowa uśmiechając się, zostawała przy swojém, a jeśli na chwilę zamyślona umilkła zdając się być przekonaną, nazajutrz nie było śladu, nie pamiętała nic — powracała do swych marzeń.
P. Baltazar się nie zrażał.
— Kochana bratowo — rzekł jéj jednego rana — pani z tego przywiązania do syna roisz sobie, że on jest szczęśliwy, a tak wcale się nie ma. Ożenienie ze złą